środa, 26 czerwca 2013

Człowiek w żelaznej...ze stali.




Nigdy nie lubiłem Supermana. Oczywiście jako dzieciak oglądałem stare wersje z Christopherem Reevem, a w moje ręce trafiło także parę komiksów o człowieku w czerwonej pelerynce, ale ten superbohater nigdy nawet nie zbliżył się do stopnia w jakim uwielbiałem Batmana czy Spider-Mana. Po prostu to nie była ta liga. Przed obejrzeniem najnowszej wersji postanowiłem przypomnieć sobie Supermana z 1978 roku ze wspomnianym Reevem oraz Superman: Powrót z 2006 gdzie w tytułową rolę wcielił się Brandon Routh. W obu przypadkach nudziłem się sakramencko. Na nowego "Człowieka ze Stali" wybrałem się tylko dlatego, że za film odpowiada plejada znakomitych twórców - Zack Snyder (300, Watchmen), Christopher Nolan (Incepcja, Mroczny Rycerz), David. S Goyer (scenariusze do najnowszych Batmanów). Obiecywano zerwanie z naiwnością i wszechmocą niebiesko-czerwonego. Obiecywano bardzo dużo...

...i większość spełniono. Film jest nowym początkiem dla Supermana i śmiało można powiedzieć, że ratuje tę postać. Zapomnijcie o nieomylnym i wszechpotężnym superherosie z majtkami założonymi na wierzch. Tutaj twórcy zaserwowali widzom dokładnie to co w Batmanach Nolana. Superbohater jest pokazany we współczesnym świecie i w sposób najbardziej wiarygodny w jaki tylko można pokazać gościa, który lata. Aby zrozumieć fabułę filmu nie trzeba znać poprzednich części. "Człowiek ze Stali" pokazuje początki Clarka Kenta (czyli alter ego Supermana) w formie bardzo zręcznie zmontowanych przebłysków i wspomnień dzięki czemu nie sposób się zgubić. Obszernie przedstawiona zostaje nawet przyczyna dla, której Clark wysłany został przez rodziców na Ziemię ze swej umierającej planety Krypton. Przedstawienie początków Supermana bynajmniej nie nudzi. Przez cały film akcja gna na łeb na szyję dając jednak odetchnąć przed następną dawką emocji. W ich wzbudzaniu z pewnością pomagają perfekcyjne efekty specjalne dzięki, którym zarówno bitwy na planecie Krypton jak i pojedynki głównego bohatera z generałem Zodem trzymają widza na krawędzi fotela.

Bardzo ważna dla odbioru całego filmu jest gra aktorska Henrego Cavilla czyli Kal-Ela/Clarka Kenta/Supermana. Aktor znany m. in z ról w "Immortals. Bogowie i herosi" czy "Co nas kręci co nas podnieca" spisał się znakomicie. Jest przekonujący, naturalny i co najważniejsze wiarygodny. To taki "Supermanowy" odpowiednik Christiana Bale'a z "Mrocznego Rycerza". Pozostałe role także zostały dobrze obsadzone. Wśród nich wyróżnia się znakomity jak zwykle Russell Crowe, który wcielił się w ojca głównego bohatera. Oprócz tego na ekranie zobaczymy także Kevina Costnera, Diane Lane, Amy Adams i Laurence'a Fishburne'a.

Superman próbował powracać, ale bez skutku. Widocznie aby na nowo zagościć w świadomości widzów i fanów musiał narodzić się na nowo. Można bez wahania stwierdzić, że obecna wersja jest najlepszym do tej pory filmem o Supermanie i jednym z najlepszych o superbohaterach, a to ostatnie jest już znacznym wyróżnieniem jeśli w pamięci mamy bardzo udanych Avengers, Niesamowitego Spider-Mana, Iron Mana czy trylogię "Batmanów" Christophera Nolana. Zobaczcie ten film w kinie. Wszyscy.